powrót

 

Szanowni państwo. W czasopiśmie francuskim "Le Figaro" ukazał się artykuł Aleksandra Adlera, uważanego od lat za wybitnego znawcę spraw Rosji (kremlinologa). Artykuł ten jest przykładem niekompetencji francuskich redaktorów i specjalistów wypowiadających się na temat Polski. Poniżej przetłumaczony z francuskiego List Posła Filipa Adwenta, który został przesłany do "Le Figaro".

 

 

 


 

Filip Adwent

Poseł do Parlamentu Europejskiego

60, rue Wiertz

1047 Bruksela

Belgia

fadwent@europarl.eu.int

fax +32 228 49569

 

                                                                                                               Warszawa, 20 kwietnia 2005 r.

 

 

                                                                                                               Pan Alexandre Adler,

                                       Le Figaro

 

 

Szanowny Panie,

 

Z dużą uwagą przeczytałem w Le Figaro Pański artykuł "Le grand chambardement" - Wielki zamęt. Proszę mi pozwolić na podzielenie się w związku z tym kilkoma przemyśleniami. Bez najmniejszej wątpliwości jest Pan człowiekiem obdarzonym wyobraźnią o rzadko spotykanej bujności. Przeczytałem już w życiu dużo rzeczy, ale pokornie muszę wyznać, że nigdy nie zetknąłem się z tak dziwacznym opisem granic Polski. Ponieważ Pańska brykająca fantazja wydaje się dostarczać Panu tak wiele radości, a ta jest zaraźliwa, czuję przemożną potrzebę przyłączenia się, na chwilę, do Pańskich intelektualnych figli.

 

Pisze Pan: "/../ La Pologne (qui n'est autre que le nom générique de cet ensemble de pays slaves de l´Ouest et associés qui s´étend du Golfe de Riga au nord à l´Adriatique dalmate au sud) /../" - Polska (która jest niczym innym jak nazwą generyczna (sic!) dla zespołu zachodnich krajów słowiańskich i stowarzyszonych, który rozciąga się od Zatoki Ryskiej na północy do dalmackiego Adriatyku na południu). Wyobraźmy sobie, gdyby to Polak nadał słowu "Francja" następującą definicję: "nazwa generyczna dla zespołu krajów romańskich i stowarzyszonych rozciągającego się od Przylądka Północnego do Gibraltaru". Prezydent Jacques Chirac nie omieszkałby, po raz drugi w swojej karierze, wykrzyknąć: "les Polonais ont perdu l'occasion de se taire" - Polacy stracili piękną okazję, aby milczeć" (i tu, w duchu, przyznałbym mu rację). Tymczasem kontynuuję na tej samej fali: - gdyby już upowszechniłaby się w świecie ta przejmująca nowa definicja Francji, pierwszy lepszy cudzoziemiec, którego poinformowałoby się na przykład o zamieszkach w Andaluzji, wzięciu zakładników w Toskanii albo o strzelaninie w jakiejś szkole w Sztokholmie, mógłby z całą uczciwością pomyśleć: "ale jednak porąbani są ci Francuzi". Czy taka refleksja sprawiłaby Panu przyjemność? Założę się, że nie. A zatem, do jakiego celu Pan dąży, Panie Adler, kiedy włącza Pan do absolutnie obłędnej definicji Polski taką wielość
i różnorodność krajów? Jakiej mistyfikacji chce Pan dokonać? Co chce Pan wykazać? Że całe zło, wszelka krytyka konstytucji europejskiej wyrażana na przykład na Łotwie, w Republice Czeskiej czy w Słowenii jest dziełem tych koszmarnych Polaków, odpowiedzialnych za katastrofy? Chyba naprawdę musiały się Panu skończyć inteligentne argumenty na obronę Pańskiej konstytucji! A tak nawiasem mówiąc, nie wydaje się, aby Pan miał wysokie wyobrażenie o wiedzy geograficznej Pańskich rodaków, jeśli każe im Pan przełknąć podobne bzdury. Na Pańskim miejscu, trochę bym się jednak bał ich reakcji... Jeśli natomiast cały ten Pański epistolarny chaos wynika ze zwykłej nieznajomości nazw krajów Europy Środkowej i Wschodniej, mogę temu w każdej chwili zaradzić. Uwielbiam pomagać ludziom. No i nikt nie jest w stanie wiedzieć wszystkiego. Naprawdę nie można mieć Panu tego za złe.

 

Jest Pan natomiast niezrównany w sztuce nowego definiowania granic innych państw (bez wątpienia jest to konsekwencja uporczywego obłędu w dążeniu do ich całkowitego zniesienia w imię ideologii globalizacji). Ale żarty na bok, postaram się jednak oświecić Pana w niektórych kwestiach, które podnosi Pan w swoim artykule.

 

Przede wszystkim - (chciałem najpierw napisać "na Boga", ale miałbym sobie za złe, gdybym naruszył Pańską republikańską laickość; "jak idziesz do cudzej kaplicy, nie przynoś własnych posągów", tak powiedziała mi kiedyś pewna rosyjska przewodniczka z Inturistu), proszę aby mówiąc o Polsce, był Pan tak miły robić rozróżnienie między pojęciami "rząd polski" a "naród polski". Byłoby to bardziej użyteczne dla zrozumienia faktów, niż pańska new-age'owska teoria granic.

 

Mówi Pan: "Le pays le plus résolu à saborder la constitution européenne, c´est bien sûr la Pologne... - krajem najbardziej zdeterminowanym, by storpedować konstytucję europejską jest oczywiście Polska (dlaczego "oczywiście"?...) oraz: "la Pologne redoute aussi une entrée précoce dans l´euro" - Polska obawia się też przedwczesnego wejścia do strefy euro. Nic bardziej mylnego. Owszem, rząd polski jest zarówno za konstytucją, jak i za wejściem do strefy euro i to najszybciej jak to możliwe. Natomiast naród polski, gdyby był uczciwie informowany, a nie poddawany godnej pożałowania propagandzie, mógłby okazać w istocie, że nie chce ani jednego, ani drugiego. Dla narodu polskiego, realizowanie planu rządu jest oczywiście niekorzystne, ale czy to stanowi jakikolwiek argument dla naszych specjalistów od korupcji i skandali finansowych – przypadkowo, jak gdyby - Pańskich najwierniejszych sprzymierzeńców w budowaniu europejskiego federalnego super państwa?

 

Jeśli chodzi o Pańską kolejną uwagę: "il suffirait que la Russie, comme le veulent encore l´Allemagne et la France, soit associée loyalement à la construction européenne et tout danger d´insécurité disparaitrait, et par là-même toute justification durable de la présence des Etats-Unis" - wystarczyłoby, aby Rosja, tak jak tego chcą znów Niemcy i Francja, została lojalnie włączona w konstrukcję europejską, aby wszelkie poczucie braku bezpieczeństwa znikło, a tym samym wszelkie trwałe uzasadnienie obecności Stanów Zjednoczonych - co za bzdura! Zawodzi mnie Pan w swojej roli oświeconego znawcy Kremla. Daleki jestem od pogrążania się w prymitywnej rusofobii, nie wyznaję jej, ale w jaki sposób udaje się Panu widzieć w aktualnej Rosji "lojalnego" uczestnika w budowie integracji europejskiej czy w jakiejkolwiek innej budowie? W Rosji, która na przykład do tej pory nie zdobyła się na otwarcie swoich archiwów dotyczących zbrodni katyńskiej? W Rosji, która spokojnie prowadzi wojnę o charakterze kolonialnym w Czeczenii? W Rosji, która tak się boi zmarłego Papieża, że ogranicza się do wysłania żałosnej delegacji na Jego pogrzeb? Rosji, która nie wspomina o udziale Polski w koalicji antyhitlerowskiej a wymienia „antyfaszystowskie siły Niemiec i Włoch?” (i to przy milczącej akceptacji Francuzów, Niemców i innych naszych kochanych braci unijnych, naszych „najlepszych” adwokatów…) Myśli Pan również, ze wystarczy być lojalnym wobec Rosji, aby ona była lojalna wobec was? I że, jak za pomocą czarodziejskiej różdżki, ciach, będzie się można obejść bez militarnej obecności Ameryki? Proszę się obudzić, Panie Adler. "Francja i Niemcy tego chcą" - mówi Pan? Widzę tu tylko dwie możliwości:

- albo Francja i Niemcy dowodzą w ten sposób swojej niezrównanej głupoty politycznej,

- albo - i przychylam się do tej drugiej tezy - dowodzą w ten sposób swojego obrzydliwego cynizmu, wiedząc dobrze, że to nie one - Francja i Niemcy - lecz Polska zapłaci koszty "deficytu rosyjskiej lojalności" (w sumie, jest to coś w rodzaju "deficytu demokratycznego" - umyślnie używam unijnego słownictwa, żeby być dla Pana miłym i zrozumiałym).

 

Wyrzuca Pan Polsce jej orientację bardziej proamerykańską niż proeuropejską. No i tym razem nie myli się Pan, a dotyczy to prawie tak samo rządu, jak i narodu polskiego. Tylko czy zastanowił się Pan, dlaczego tak jest? Nie będę się cofał do odległych czasów historycznych, zajęłoby to nam wiele godzin. Wróćmy do września 1939. Kiedy Niemcy i Związek Sowiecki napadły Polskę, Francja i Anglia, związane z nią sojuszem wojskowym, powinny były zaatakować Niemcy, aby otworzyć drugi front. Ale Francja i Anglia zdradziły swoją sojuszniczkę. Te odważne "wielkie mocarstwa" nie ruszyły się. W świetle historii ich odpowiedzialność jest przytłaczająca: Niemcy byłyby pokonane w ciągu kilku tygodni, Hitler obalony, II Wojna Światowa nie miałaby miejsca, oszczędzono by dziesiątki milionów ofiar, w tym ofiar Holokaustu. Dziwne, że tak mało się o tym mówi, nie uważa Pan? Proszę tego nigdy nie zapomnieć! To cena tchórzostwa i cynizmu.

 

Co do Polaków, ci wyruszyli do Francji kontynuować walkę u waszego boku. Był między nimi mój dziadek, kapitan Adwent, który już walczył za was, na waszej ziemi, w 1917 r. To się nazywa mieć poczucie honoru. I dlatego, to wy powinniście czasami milczeć, zamiast stale chcieć udzielać lekcji moralności całemu światu.

 

Uzbrojeni w historyczne doświadczenia, czy możemy teraz, my Polacy, wam zaufać? Odpowiedź jest bezapelacyjna - nie! Zawdzięczacie to samym sobie. Nie wpadamy w ekstazę przed cywilizacją amerykańską, nie wiemy czy Amerykanie przybędą nam z pomocą w dniu, w którym będzie nam niezbędna, wiemy jednak, że wy nie zrobicie tego na pewno. Między pewnością, że nas nie wesprzecie, a możliwością, że zrobią to Amerykanie, wybieramy możliwość. Logiczne, prawda?

 

Zechce mi Pan wyjaśnić przy okazji, Panie Adler, dlaczego niektórzy, we Francji mianowicie, mają szczególną skłonność do stałego rozpowszechniania kłamstw na temat Polski i Polaków? Dlaczego starają się nas dyskredytować z uporem godnym lepszej sprawy? Jaki cel temu przyświeca? Czy Pan osobiście zareagował na przykład choćby raz, w imię prawdy historycznej, na kłamliwe wyrażenie: "polskie obozy koncentracyjne"? Jeśli tak, szczerze Panu gratuluję. Naprawdę. Jeśli nie, czy nie byłby Pan przypadkiem wyznawcą i praktykiem religii „dwóch wag, dwóch miar”? Jedna wobec Polaków, druga wobec innych?

 

Prawie byłbym zapomniał o starym prawie natury, które wyjaśnia pewne zachowania: - atakuje się tylko słabych. I jeszcze o starym prawie rynku: - działa się wtedy, gdy widzi się w tym interes. Dobrze zna Pan te dwa prawa. Kiedy trzeba na przykład odgrywać przyjaźń z Putinem, Panowie Schroeder i Chirac nie obarczają się nadmiernie zasadami. Co tam Czeczeńcy wobec interesów gospodarczych! To tylko setki zabitych dziennie, straszliwie katowanych, gwałconych. Nie będziemy z tego robić dramatu! Co najwyżej jest to "wewnętrzna sprawa Rosji". No ale kiedy konstytucja europejska może być odrzucona demokratycznie przez naród (proszę mi wybaczyć użycie tego śmiesznego słowa, głupie przyzwyczajenie), mówi Pan bez ogródek, że to dopiero będzie koszmar. Panie Aleksandrze, zdecydowanie nie wyznajemy tych samych wartości, albo w każdym razie, nie jest to ta sama hierarchia wartości.

 

Jeśli przyjrzeć się dobrze, Pański artykuł zawiera jeszcze kilka niespodzianek. Kiedy sumuje się kraje, które znajdują się na Pańskim celowniku (Anglia, Irlandia, Holandia, Niemcy, Austria, "pięć krajów nordyckich" oraz "Polska od Zatoki Ryskiej do Adriatyku", a zatem rzeczywista Polska plus Estonia, Łotwa, Litwa, Republika Czeska, Słowacja, Węgry, Słowenia), widać, że naprawdę zostaje niewiele tych, które znajdują uznanie w Pana oczach. W sumie, to właśnie Pan wykazuje, bardzo błyskotliwie i w sposób mentorski, jak ogromna jest opozycja w Europie wobec Konstytucji. Gratuluję i dziękuję!

 

Na zakończenie, chciałbym jednak zrobić Panu przyjemność. Oto drobny cytat z wypowiedzi Pana Jean-Luc Dehaene, byłego belgijskiego premiera i wiceprzewodniczącego Konwentu, który zredagował eurokonstytucję. Trafi Panu prosto do serca:

"Nous savons que plus de 9 personnes sur 10 n'auront pas lu la constitution et voteront sur la base de ce qu' auront dit les politiciens et les journalistes. Plus que cela, si la réponse est NON, le vote devra probablement être répété, car il faut absolument que ce soit OUI" (Irish Time, 2 juin 2004). - Wiemy, że więcej niż 9 osób na 10 nie przeczyta konstytucji i że będą głosować na podstawie tego, co powiedzą politycy i dziennikarze. Co więcej, jeśli odpowiedź będzie brzmiała NIE, głosowanie zostanie prawdopodobnie powtórzone, ponieważ jest absolutnie niezbędne, aby brzmiała TAK (Irish Time, 2 czerwca 2004 r.).

 

Brawo! Oto lekcja demokracji stosowanej, w prostej linii od Wielkiej Rewolucji Francuskiej, wyznawanej przez jeden z największych umysłów europejskich obecnej doby. Wierni, w nabożnym podziwie, ukorzcie się! Habemus osłam!

 

Tak, proszę się nie martwić, Panie Aleksandrze. Europa jest uratowana, mając Pana wskazującego winnych – to Polacy! - i mając Pana Dehaene znajdującego demokratyczne rozwiązanie problemu!

 

A kiedy znajdzie Pan wolną chwilę, proszę jednak pomyśleć o korekcie naszych granic. W końcu, Estończycy i Węgrzy nie mają może ochoty być Polakami, nie sądzi Pan? Pomyślał Pan o tym, żeby ich o to spytać?

 

Bez urazy,

 

Filip Adwent

 

 

 

  powrót

Copyright © Fundacja Pomocy Antyk