powrót


Ignorancja nie jest usprawiedliwieniem – List Filipa Adwenta do „Paris Match”

Szanowny Pan

Redaktor Naczelny "Paris Match"

 

Szanowny Panie Redaktorze,

Pragnę stanowczo zaprotestować przeciwko kłamliwym twierdzeniom, zawartych w czasopiśmie "Paris Match", numer 2906 z 27 stycznia 2005 r. Podpisy pod dwoma zdjęciami, które przedstawiają mężczyzn w mundurach w trakcie działań represyjnych w stosunku do Żydów, mówią o "polskich milicjantach", a następnie o "Granatowej Policji".

Po pierwsze, zdjęcia absolutnie nie przedstawiają Polaków. Od licznych osób w Polsce, którym przesłałem wspomniane zdjęcia, otrzymałem tę samą odpowiedź: chodzi tu o formację słowacką pod nazwą Hlinkowa Garda, a zdjęcia pokazują moment aresztowania Żydów ze wsi Michalovce w 1942 r.

Pani nie wie, czym była okupacja Polski

Po drugie, nigdy nie było „milicjantów” w Polsce w czasie II Wojny Światowej. Taka formacja nie istniała. Jeśli chodzi o Granatową Policję – wyrażenie dosłowne użyte w podpisie to "la police bleu marine", będące aluzją do koloru munduru – którą mylnie utożsamiliście Państwo ze wspomnianymi milicjantami (mylnie, ponieważ ci nigdy nie istnieli), odnosi się do policji państwowej istniejącej w Polsce przed wojną. Po najeździe Niemców na Polskę we wrześniu 1939 r., okupant zmusił wszystkich niższych rangą policjantów polskich do pozostania na swoich stanowiskach. W razie nieposłuszeństwa ryzykowali natychmiastowym aresztowaniem ich rodzin. W konsekwencji policjanci przyjmowali, jak każda istota ludzka, bardzo różne postawy. Jest rzeczą pewną, iż niektórzy podporządkowywali się tym nakazom, inni, niezwykle liczni, włączali się do Ruchu Oporu. W każdym razie, należy zrozumieć, że była to formacja całkowicie podporządkowana rozkazom niemieckim, z tego prostego względu, że jej członkowie nie mieli żadnego możliwego wyboru. A szczególnie należy zrozumieć, że Polska nie istniała w tym czasie (ponieważ formalnie została podzielona między Niemcami i Związkiem Radzieckim) i że ta policja była w istocie policją Generalnego Gubernatorstwa (rodzaj terytorium nie zaanektowanego przez Rzeszę Niemiecką, traktowanego jako doraźny zasób podludzi, których można było eksploatować). Nie można zatem mówić o polskiej policji sensu stricto. Otóż bardzo trudno jest rzucić kamieniem w kogoś z powodu jego przynależności do policji GG, z tej prostej przyczyny, powtarzam, że przedwojenni policjanci nie mieli prawa odejść ze służby.

Po trzecie, stwierdzam, że, jak zwykle na Zachodzie, gdzie na przykład przyjęło się mówić ze skandaliczną lekkością o "polskich obozach koncentracyjnych" zamiast o "niemieckich obozach koncentracyjnych utworzonych w okupowanej Polsce" (czy kiedykolwiek napisano chociażby raz, że obóz Struthof w Wogezach był obozem francuskim?), nikt nie odnotowuje istnienia policji żydowskiej w gettach, szczególnie w getcie warszawskim. W tym to getcie, były setki policjantów żydowskich na terytorium o powierzchni kilkunastu hektarów. Kiedy czyta się wspomnienia Żydów, którzy ocaleli, są oni bezlitośni w oskarżaniu członków tej policji, przeprowadzała ona łapanki na terenie getta i wysyłała swoich rodaków do obozów śmierci. Czy chociażby raz wspomnieliście Państwo o tym? Jednakże, chcę to z całym naciskiem podkreślić, nie jest w żadnym razie moją intencją rzucać w tych żydowskich policjantów kamieniem. Ze względu na to, że byli w policji, ich rodziny unikały deportacji. W 2005 r. bardzo łatwo udzielać nam lekcji zachowania, ale czy jesteśmy w stanie powiedzieć, co zrobilibyśmy na ich miejscu w okupowanej, wojennej Warszawie? Być może zachowalibyśmy się tak, jak ci policjanci żydowscy. I jak policjanci polscy.

Jesteście ignorantami

Na następnej stronie Państwa pisma, po artykule ze zdjęciami, znajduje się bardzo interesujący wywiad. Interesujący, ponieważ ustawia rzeczy na właściwym miejscu. Chodzi o wywiad z Romą Ligocką, "dziewczynką w czerwonym płaszczu", znaną na całym świecie od czasów filmu "Lista Schindlera", która odpowiada na pytania jednej z Państwa dziennikarek. Na marginesie – odnotowuję liczbę pytań, jakie zadała, aby podkreślić antysemityzm polski (aktualnie jest to trend quasi obowiązkowy w mediach, wrócę jeszcze do tego): "Sądzi Pani, jak Daniel Cohn-Bendit, że Polacy ponoszą cześć odpowiedzialności za Shoah?" – „Nie można zaprzeczyć, że odbywały się u nich (u Polaków) już pogromy zanim Niemcy zajęły Polskę?" – „No przecież istniał antysemityzm w Polsce"... Na te pytania Roma Ligocka odpowiada w sposób godny podziwu, podkreślając absolutną niestosowność ustanawiania jakiejkolwiek paraleli między Polakami i Niemcami. Proszę jeszcze raz uważnie przeczytać jej słowa: "Nie ma [we Francji – F.A.] wystarczającego stanu wiedzy o tym, jak naziści zachowywali się w Polsce. Nie ma to nic wspólnego z sytuacją w okupowanej Francji. Był to reżim oparty na terrorze". Proszę zwłaszcza nie zapominać o zdaniu figurującym w tytule Państwa artykułu: "Polska była jedynym krajem, w którym ukrywanie Żydów było karane śmiercią".

Powtarzam, nigdy nie potępiłbym Polaka za to tylko, że należał do policji tak zwanej polskiej, ani Żyda, za to tylko, że należał do policji żydowskiej w getcie, ponieważ – gdyby porównywalna sytuacja wydarzyłaby się dzisiaj – nie jestem w stanie powiedzieć, co zrobiłbym na ich miejscu. Mimo mojej obecnej determinacji w dążeniu do zachowania się jak "bohater". Ale prawdziwe pytanie brzmi: jak ten policjant zachował się konkretnie jako człowiek? Odpowiedź jest indywidualna.

Żałuję bardzo, że poprzez komentarz umieszczony pod zdjęciami przestawiającymi mężczyzn w mundurach represjonujących Żydów, "Paris-Match" wpisuje się w kontekst kampanii prowadzonej od kilku lat w mediach zachodnich, polegającej na deprecjonowaniu – w sposób niemal systematyczny – wszystkiego, co polskie. Wydaje się w istocie, że rzecz polega na upokarzaniu Polaków na wszystkich płaszczyznach: ich zachowania się podczas wojny, ich religijności, itp. Gdyby podobne kłamstwa kierowano i upowszechniano przeciwko innym narodom, proszę mi wierzyć, występowano by masowo z procesami o zniesławienie, i to od dawna. Media zachodnie miały, na ich szczęście, do czynienia z władzami polskimi zbyt wstrzemięźliwymi w reakcjach wobec wspomnianych kłamstw. Dziś widzimy tego konsekwencje.

Zrobiłby mi Pan wielką przyjemność czytając książkę świeżo napisaną przed dwóch amerykańskich dziennikarzy, niestety dostępną jedynie po angielsku i po polsku: "A Question of Honour" – „Sprawa honoru". Przeczytałby Pan w niej, w jak nadzwyczajny sposób Polska walczyła podczas II Wojny Światowej, i w jaki, nie mniej przykładny sposób – można by powiedzieć – została zdradzona przez swoich zachodnich sojuszników.

Polska się nie zhańbiła

Pragnę zwrócić również Pańską uwagę na książkę trochę wcześniejszą, tym razem francuską, napisaną przez Teresę Prekerową, zatytułowaną: „Żegota, komisja pomocy Żydom”. Książka jest poświęcona polskiej organizacji pomocy Żydom, nie mającej odpowiednika w całej okupowanej Europie. Wstęp napisany przez Pana Apfelbauma (który zechce mi wybaczyć, jeśli przekręcam jego nazwisko – cytuję z pamięci) jest absolutnie godna polecenia. Nie pamiętam nazwy wydawcy francuskiego, ale odnajdzie ją Pan bez trudu. Namawiam gorąco do lektury tych dwóch książek, aby mógł wyrobić sobie Pan bardziej sprawiedliwą opinię o tym, czym była walka Polaków o własne przetrwanie między 1939 a 1945 r. Ponieważ zaplanowano również holocaust polski...

Łajdacy i zdrajcy istnieją wszędzie, i niestety, jest to stwierdzenie banalne. Polska oczywiście miała własnych łajdaków i zdrajców i nie jest z nich dumna. Ale Polska nigdy nie skapitulowała. Nigdy nie utworzyła rządu kolaborantów. Nigdy nie zorganizowała „milicji”. Nigdy nie planowała ani nie budowała obozów śmierci. Nigdy nie dostarczała żołnierzy do oddziałów SS dla Niemiec nazistowskich – podczas gdy inne narody to robiły, o czym się często zapomina. Nawet mała Łotwa miała swoją dywizję SS "Lettland". Nacjonaliści ukraińscy stworzyli dywizję SS "Galizien". Nawet Francja miała swoją dywizję SS "Karol Wielki", a jej żołnierze znajdowali się wśród ostatnich obrońców Berlina...

Trochę więcej pokory i dokładności w prezentacji Historii nigdy nikomu nie zaszkodziło, a już na pewno nie tak znaczącemu pismu jak Pańskie.

 

Proszę przyjąć, Szanowny Panie Redaktorze, wyrazy szacunku

Bruksela, 1 marca 2005 r.

Filip Adwent

Poseł do Parlamentu Europejskiego, Polska

Nr 12 (20.03.2005)

  powrót

Copyright © Fundacja Pomocy Antyk