powrót

 

Jak nas widzą w Brukseli?


W Unii Europejskiej postrzegają nas dwojako: jako zwyczajny kraj, który nie powinien uważać się za "pępek świata” oraz… jako spadkobierców oświęcimskich ludobójców (!)
 

 

Bez kompleksów
 

Rozmowa z MIECZYSŁAWEM JANOWSKIM, europarlamentarzystą

- Co naprawdę powiedział Jose Borrell na temat Polski?

MIECZYSŁAW JANOWSKI
Fot: KRZYSZTOF ŁOKAJ


- Pan Borrell wypowiadał się na tematy polskie niejednokrotnie. Przed świętami Bożego Narodzenia w Madrycie stwierdził, że Polsce bliżej jest do Ukrainy niż do innych krajów UE oraz że stanowisko Polski i Litwy w sprawie Ukrainy jest przejawem uległości wobec USA. Po latach izolacji od Zachodu panuje w naszym kraju rewanżyzm wobec Europy - podkreślił. Podczas styczniowego posiedzenia plenarnego w Strasburgu Borrell stwierdził, że nie wypowiadał się obraźliwie wobec Polski, lecz nie oddano dokładnie intencji jego wypowiedzi.
- A co pan sądzi o tej wypowiedzi?
- Jestem zdziwiony. Jeszcze w listopadzie ub. roku pan Borrell chwalił w wywiadzie dla naszej prasy Polskę m.in. za dobrą politykę wschodnią. Myślę, że tu nie chodzi o kwestie natury lingwistycznej.
- Czy dużo jest podobnych wystąpień w Parlamencie Europejskim? A przy tym czy musimy być krajem, który ma się wszystkim podobać?
- Nie spotkałem się z jakimiś wyraźnymi oficjalnymi antypolskimi wypowiedziami na forum Parlamentu. Dotarły do mnie np. krytyczne uwagi Francuzów, gdy jeden z posłów LPR zaproponował zlikwidowanie jego siedziby w Strasburgu. Propozycja ta naruszała ich interesy narodowe, więc taka reakcja była zrozumiała. Był śmiech na sali, gdy inny z polskich posłów zaproponował referendum na temat Traktatu Konstytucyjnego UE w tym samym terminie dla wszystkich państw członkowskich, podając ironicznie datę 30 lutego. Wyszedł z tego raczej kiepski dowcip. Naturalnie, nie musimy się wszystkim podobać, nie musimy też zachwycać się wszystkimi, ani nie musimy mieć kompleksów. Przełamujmy natomiast złe stereotypy - najlepiej przez swą postawę i skuteczność. Są jednak kwestie zasadnicze, wobec których milczeć nam nie wolno. W tych dniach, gdy obchodzimy 60. rocznicę wyzwolenia założonego przez Niemców obozu koncentracyjnego Auschwitz, doświadczamy znów jakiegoś dziwnego niedomówienia o tym, czyim dziełem była ta potworna, nieludzka zbrodnia.
- Jakie są stosunki między nowymi członkami Unii?
- Nawiązałem dobre kontakty z wieloma posłami spoza granic Polski, także z nowych państw. W ubiegłym tygodniu, gdy podczas obrad Komisji Rozwoju Regionalnego zabierałem głos w sprawach dotyczących funduszu spójności i współpracy transgranicznej, spotkałem się z poparciem wielu mówców z Czech, Słowacji, Węgier. Tak więc z wieloma posłami z tych państw, które wespół z Polską znalazły się w Unii, mamy relacje pełne wzajemnej życzliwości, bo dobrze się rozumiemy. W I połowie lutego mam spotkanie ze słowackimi posłami. Tematem będą m.in. planowane ważne drogi tranzytowe, które połączą kraje nadbałtyckie przez Polskę, Słowację, Węgry z Rumunią i Bułgarią oraz Grecją.
- Pana spostrzeżenia na temat posłów z innych krajów?
- Są bardzo różni, irytują mnie niepunktualni. Gdy spotkanie rozpoczyna się z półgodzinnym opóźnieniem, tłumaczą się korkami ulicznymi. Inne spostrzeżenie: jeżeli grupka ludzi czeka na windę i otwierają się drzwi, mężczyźni nie dają pierwszeństwa kobietom. Polacy na tym tle wypadają szarmancko, chociaż na początku nie wszystkie panie wiedziały, o co chodzi. Tu każdy jest zdany głównie na siebie, chyba że wyraźnie poprosi o pomoc. Widziałem wyraźne i miłe zdziwienie posłanki angielskiej poruszającej się o lasce, gdy polski kolega pomógł jej nieść bagaż.
- Pana wnioski?
- Nie miejmy kompleksów wobec obcych. Nie sądźmy też, że jesteśmy pępkiem świata. Bądźmy dobrze przygotowani do rozwiązywania naszych problemów w Polsce i poza jej granicami. Nikt nas w tym nie wyręczy.
 


Rocznicowe "kłamstwo oświęcimskie”

Rozmowa z Filipem Adwentem - europarlamentarzystą

- Parlament Europejski podjął rezolucję w sprawie 60 rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz.

Filip Adwent

 Czy to nowe "kłamstwo oświęcimskie”?
- W rezolucji tzw. "wspólnej" (posłowie z LPR nie akceptują jej dotychczasowej treści) jest mowa o "obozie nazistowsko - hitlerowskim Auschwitz”. Nie o obozie "niemieckim". Jest mowa o tym, że ginęli tam: "Żydzi, Cyganie, homoseksualiści i Polacy”. Ważna jest kolejność, w jakiej wymieniono ofiary ludobójstwa. Ilu było homoseksualistów, a ilu Polaków? Najważniejszym jest jednak przemilczenie, iż zbrodni tej dokonali Niemcy.
- Przecież to jasne, skoro jest mowa o nazistach i hitlerowcach.
- Jasne dla Polaków, ale nie dla większości narodów (nie tylko europejskich). Ich ignorancja w sprawach II wojny światowej jest przerażająca. Już na samym początku kadencji, we wrześniu, posłowie z LPR w PE chcieli przyjęcia oświadczenia o II Wojnie Światowej zawierającego słowa: "niech nikt nie mówi już o polskich obozach koncentracyjnych, gdyż Polacy nie tylko w nich ginęli, ale również walczyli przeciwko tym, którzy te obozy zakładali”. W tym projekcie oświadczenia było zresztą inne zdanie mówiące o tym, by niemieccy wysiedleni kierowali swe roszczenia majątkowe wyłącznie do rządu niemieckiego, a nie do Polski. Niestety, na wniosek posła Bronisława Geremka, oba te zdania zostały usunięte z oświadczenia! Na kpinę zakrawa fakt, iż nawet po usunięciu obu fragmentów posłowie UW i tak się pod oświadczeniem nie podpisali.
- Jakie szanse ma projekt rezolucji o Oświęcimiu przedłożony przez posłów z LPR w Parlamencie Europejskim? (Projekt przypomina, że Oświęcim był początkowo obozem przeznaczonym do eliminacji polskiej inteligencji, a potem dopiero stał się głównie miejscem zagłady Żydów. Podkreśla ponadto wyraźnie, że sprawcami byli Niemcy.)
- Bardzo słabe. Jesteśmy w mniejszości. Niemcy tu żądzą, przecież od lat przed tym ostrzegałem. Od kilku dni prasa zachodnia znowu zaczyna sugerować "polski udział w Holokauście"...
- Zatem Polakom zostają wypomniane zbrodnie ludobójstwa, których nie popełnili. A przecież "kłamstwo oświęcimskie” jest karalne.
- Polski rząd od wielu lat stosuje taktykę: "nie drażnić Niemców” - za wszelką cenę nie doprowadzać do spięć, konfliktów, nieporozumień. Mamy tego skutki. Nikt nie traktuje uległego kraju jako partnera, ani w Unii Europejskiej, ani gdziekolwiek na świecie.
- Pamięć o uroczystościach rocznicowych szybko zastąpią sprawy dnia codziennego. Czy warto kłócić się o słowa?
- Warto. Przede wszystkim dla samej zasady, z szacunku dla pamięci ofiar i z obowiązku mówienia prawdy. Po drugie dlatego, że takie kłamstwa mogą zaowocować ciężkimi porażkami Polski w sprawach gospodarczych i prawnych. Dofinansowanie różnych programów unijnych zależy nie tylko od dobrze wypełnionych stosów papierów, lecz także od tego, jak w Brukseli postrzegana jest Polska, a konkretnie od tego, jak dany urzędnik zaopiniuje taką lub inną polską prośbę o dotacje. Od jego własnej opinii o Polsce zależy bardzo wiele. Tak historia XX wieku rzutuje na dzień dzisiejszy. W prasie belgijskiej, francuskiej (wpływowy dziennik "Le Monde”) i niemieckiej wyrażane jest obecnie przekonanie, że "jeżeli Polacy się bronią, to są winni”. Jeżeli zgodzimy się na tego typu "oświęcimskie kłamstwo”, możemy jeszcze więcej przegrać w Unii, niż do tej pory.
 


ANTONI ADAMSKI
a.adamski@gcnowiny.pl
28. Stycznia 2005 04:00


 

źródło: http://www.gcnowiny.pl/

 

 

  powrót

Copyright © Fundacja Pomocy Antyk